Ogłoszenie



Dzisiaj lączymy sie z polish GF'em. Otwarcie o 19. Nowe IP:82.177.193.185:7711





NOWE ip serwera: 82.177.193.185:7711





Prosimy o zarejestrowanie się w sposób następujący:

Imię_Nazwisko

Jeśli nazwa użytkownika nie będzie wyglądała w ten sposób konto zostanie automatycznie usunięte.

#1 31-03-2008 18:33:51

Mike_Williams

Użytkownik

Zarejestrowany: 31-03-2008
Posty: 13
Punktów :   

Mike Williams

LIBERTY CITY

6 Listopad, 89'

W dzielnicy "Red Light District" panują zamieszki, ludzie, którzy domagają się swoich praw wychodzą na ulice by pod osłoną rozruchów, zacząć walkę z policją obejmującą ten rejon. Wśród uczestniczących większość część społeczności stanowią ludzie rasy czarnej i meksykanie, zapewne dostrzec można i białego z getta Liberty. W sercu koszmaru ulokowany jest mały zakład fryzjerski, który nie jest pusty albowiem w środku znajduje się młoda para. Kobieta imieniem Katrina, ciężarna oraz Lamar, jej mąż, a zarazem przyszły ojciec. Lamar trzyma w jednej ręce broń aby mieć pewność, że jej żonie i dziecku nie zagrażają ludzie z zewnątrz. Dochodzi 4.25 nad ranem, mimo braku światła latarni nie panuje mrok - wręcz przeciwnie osłonę nocy oświetlają płonące auta i prze blaski pełni księżyca na niebie. Mimo tak późnej pory nadal można usłyszeć wiele hałasu pochodzącego od strzałów, oraz eksplodujących samochodów, Lamar, który do tej pory czuwał nad bezpieczeństwem rodziny, usypia. Młoda matka, leżąc na starym materacu, nagle zaczyna odczuwać nieopisany ból brzucha, który "zrywa" męża na nogi.
Tak, zaczyna rodzić i on dokładnie o tym wie tyle, że nie ma czasu na wzywanie karetki lub jechanie do szpitala, postanawia odebrać poród. Po kilku naprawdę ciężkich minutach dla obojgu rodziców, dziecko pojawiło się na świecie całkowicie zdrowe, o dziwo powstanie ludzi na zewnątrz zaczęło ucichać, stłumione przez służby porządkowe. Wszystko zakończyło się powodzeniem, dziecko nawet nie płacze - to chłopiec!

Życie w Red Light District jest ciężkie i nieubłagane, ulice pod naciskiem różnych grup przestępczych "upadają" do coraz to niższego poziomu. W tym miejscu nie można okazywać żadnej słabości, jeśli chcesz przeżyć musisz być silny - nie tylko pod względem fizycznym. Słabi chcą jak najszybciej opuścić to miejsce jednak prawdziwi mieszkańcy tej dzielnicy wiedzą, gdzie jest ich dom i nie uciekają się do tchórzostwa.

21 Maja - 14 Czerwiec, 2002 - 04'

Po upływie długich 13 wiosen, Mike - syn Katriny i Lamar'a był świadkiem morderstwa rodziców, podczas zamachu na ich życie. Morderca pracujący dla zleceniodawcy, podczas napadu nazwał siebie samego "Boon" mówiąc przy tym : " Zapamiętaj to imię dzieciaku, będzie wracać do ciebie w najgorszych momentach twojego spieprzonego życia, nie pozbędziesz się go - ono zawsze wróci w najgorszych koszmarach ", po "zastraszeniu" uciekł z miejsca zdarzenia. Młody Michael był cały zszokowany zaistniałą sytuacją i przerażony na śmierć, nie wiedział co ma ze sobą zrobić, i jak będzie dalej żył. Różne myśli krążą po umyśle dziecka, po tak ciężkiej stracie. Jego babcia, właściwie to jedyna którą znał zabrała go pod swoje "skrzydła" po skończeniu pogrzebu rodziców, który zresztą sama opłaciła. Miała plany, chciała wychować młodego Williams'a na mądrego i dobrego człowieka, tak się jednak nie stało. Mike od początku, kiedy zaczął naukę miał problemy w szkole to właśnie z tego miejsca pochodziły wszystkie problemy i kłótnie. "Niestety", w jednym z dniu Maja spotkał swojego dawnego kolegę z dzieciństwa - Richard'a "Rich" Willard, pewne sytuacje sprawiły, że jego rodzina musiała opuścić dzielnicę, którą zamieszkiwał również Mike, dlatego ich przyjaźń zakończyła się w wieku lat 10-ciu. Nie spodziewał się jednak, że jego młody kolega może być członkiem gangu, wiedział, że coś jest z nim nie tak, coś z jego zachowaniem - to wydawało się dziwne - wnioskował. Podczas jednego z upalnych dni, życia Michael'a zmieniło się kompletnie. Gorące powietrze było niedowytrzymania, żar lał się z nieba, a nastolatkom przychodziły różne głupie pomysły. Jak to dzieci w upalny dzień chciały się ochłodzić, padło na lody. Sklep ze słodyczami zwany " Luke's Candy " był ulokowany niedaleko ich dzielnicy, dlatego czym prędzej zebrali się i ruszyli w drogę.
Pech chciał - zanim dwoje chłopców przybyli, właściciel - Luke - zdążył już zamknąć sklep. Byli bardzo zdenerwowani kiedy zobaczyli wywieszkę "closed" na szklanych drzwiach, a wyczerpująca pogoda pogarszała sytuację - jednak, niespodziewanie w głowie Rich'a pojawiła się nowa baza głupich pomysłów. Szybkim ruchem zabrał piłkę z rąk kolegi i cisnął nią prosto w szybę sklepu - rozbijając przy tym całe okno i włączając cichy alarm, który zamontowany został by zawiadomić policję podczas próby włamania. Wywiązała się krótka konwersacja między chłopcami :
- Dlaczego do cholery to zrobiłeś? Nie mogliśmy pójść do innego sklepu?! Co się z tobą dzieje ..
- Po prostu zamknij się i pomóż mi dostać się do środka, okno jest umieszczone zbyt wysoko. Chcesz lody i orzeźwienie czy nie? Lepiej mi pomóż! Zresztą następny dobry sklep położony jest milę stąd.
Na ich nieszczęście policja była szybsza, po kilku sekundach młode złodziejaszki były skute w wozie funkcjonariusza z Liberty City. Postawieni przed sądem dla nieletnich nie mieli łatwej sprawy, Mike'owi mimo tego upiekło się - była to jego pierwsza kradzież dlatego został puszczony po odsiedzeniu 30 dniowego aresztu dla nieletnich. Gorzej sytuacja miała się z jego kolegą Richard'em, poszukiwany przez policję za kilka innych drobnych przestępstw dostał od sądu miejskiego 5 lat w poprawczaku - nie był to jego szczęśliwy dzień. Nie mógł niczego zrobić - zarówno Mike jak i on byli wstrząśnięci całym zajściem, mieli po 15 lat.

6 Listopad, 2005

Już nie młody, bo 16-letni Michael obchodzi swoje urodziny w bardzo szczególny sposób. Wybiera złą drogę - drogę prowadzącą do nikąd, drogę bez wyjścia. Staje się członkiem jednego z głównych gangów w Liberty City - Diablos. Przed tym jednak rzuca szkołę co całkowicie odsuwa go od starej poczciwej babci, która zawsze pokładała wielkie nadzieje we wnuku. Założyciel przestępczej organizacji wiedział, że Mike jest bliskim przyjacielem Rich'a dlatego szybko zaczął swoją pierwszą "robotę". Gang liczył około 2000 członków w samym Liberty City, jako jedyny czarny pomiędzy meksykanami, Kolumbijczykami i Azjatami nie miał łatwego życia, ale szybko zyskał szacunek poprzez jego stanowczość w wykonywanych zadaniach oraz pełną kompetentność. Grupa zajmowała się głównie kradzieżami samochodów, sprzedażą broni na skalę masową, były nawet objawy morderstw na zlecenie, ale to tylko wtedy, gdy dana osoba była "niewygodna" grupie jak i zleceniodawcy.

6 Listopad, 2007-08'

Wszystko rozwijało się w jak najlepszym kierunku, przez dwa lata działania w gangu nie doznał żadnych szkód fizycznych, ani psychicznych, kiedyś jednak musi się skończyć to co dobre. Tak było i teraz, po tym jak Mike skończył 17 lat, następnego dnia otrzymał informacje z zaufanego źródła o tym, że mafia zwana " Leon's Family " chce go dopaść i jak najszybciej zlikwidować. Po raz drugi w życiu nie wiedział co robić, w jego głowie chaos mieszał się z tysiącem pytań bez odpowiedzi. Dziwne, nieprawdaż? Zastanówmy się jednak co pewna osoba może zrobić, kiedy ma tak zorganizowaną grupę przestępczą jak mafia na ogonie. Cały jego mętlik w głowie rozwiązała zaledwie jedna osoba, mianowicie - najważniejsza osoba w gangu - Rico Mara. Zaplanował wszystko ze szczegółami, Mike dostał pieniądze w gotówce, bilet do nieznanego miasta i tajemniczy telefon. Znów pojawiło się tysiące pytań bez odpowiedzi. Dowiedział się tylko, że ma polecieć do metropolii Los Santos i tam oczekiwać, aż zadzwoni jeden z ludzi Ric'a Mary na otrzymany numer telefonu. Na pożegnanie usłyszał tylko : You'll give all money back soon, take care bro.
To zdanie dodało kolejne "milion" pytań do zapełnionej już głowy Mike'a.
Po ciężkim locie, młody mężczyzna dotarł do Los Santos. Obecnie czeka na lotnisku w całkowicie obcym mieście, bez żadnego odzewu ze strony tajemniczego człowieka, z pęczkiem pieniędzy o wartości 5,000$ oraz głową wypchaną po brzegi pytaniami bez odpowiedzi ....

LOS SANTOS

8 Listopad, Los Santos

Po dwóch dniach wyczekiwania na telefon, brudny, zmęczony podróżą i czekaniem na niepewny odzew nieznajomego, Michael postanawia ruszyć z miejsca i poznać tutejsze miasto. Nim wyszedł na zewnątrz musiał przedrzeć się przez tłum wymordowanych upałem turystów - co nie było wcale takie łatwe. Wychodząc z lotniska pomyślał - tyle ludzi tam to ile musi chodzić po ulicach Los Santos, shit. To miejsce jest pełne chodzącego syfu. Mimo, że w Liberty City panowała zima, to tutaj jego oczom ukazał się malowniczy krajobraz wschodniego wybrzeża, przechadzając się tamtejszymi uliczkami odnalazł postój taksówkarzy i czym prędzej podszedł do jednego z wozów. W środku siedział brodaty starzec, prawdopodobnie Włoch, trzymając cygaro czytał poranne wydanie Los Santos Daily News. Opierając się o dach taksówki, młody Williams odskoczył z głośnym krzykiem. Na twarzy taksówkarza można było dostrzec małą zmianę, zaśmiał się lekko po czym rzucił - słońce jest dzisiaj wyjątkowo mocne, nie warto opierać się o nagrzaną blachę! Mike pocierając oparzoną lekko rękę dodał : Yup, właśnie się o tym przekonałem, próbujesz zgrywać mądrego?! Jak na Włocha przystało taksówkarz odpowiedział : Ależ nie, chciałem tylko poradzić, no nic - kładąc cygaro w popielniczce, rzucił gazetę na przednie siedzenie mówiąc - podrzucić cię gdzieś młodzieńcze? Mike ostrożnie nacisnął klamkę tylnych drzwi w obawie przed kolejnym oparzeniem, następnie usiadł na tylnym siedzeniu. Tak, zabierz mnie gdziekolwiek - po chwili zastanowienia, dodał - albo nie, najlepiej do centrum, wysadź mnie na waszym parkingu. Włoch skinął głową, wcisnął pedał gazu i w tym samym momencie zamknął otwarte drzwi od strony kierowcy. Dzięki klimatyzacji w taksówce obaj czuli się jakby wyjechali z piekła wprost do nieba, przez otwartą szybę Mike z uwagą spoglądał na tutejsze drapacze chmur. 20 minut zleciało, a oni wciąż nie dotarli do centrum, poddenerwowany taksówkarz parsknął - pieprzone kursy, nigdy nienawidzę jeździć do centrum tego miasta, korki, ruch, dosłownie na każdej ulicy! Ahh nie te lata, nie te lata - powtarzał. Nie zwracając uwagi na gadaninę kierowcy, Williams siedział spokojnie wpatrując się w przedni panel samochodu. Minęło 11 minut, tak to tutaj - centrum miasta, mijali właśnie budynek administracji rządowej kierując się na parking. Pukając w szybę dzielącą taksówkarza i pasażera; Mike z zapytaniem odniósł się do prowadzącego : Dobra, możesz mnie tu wysadzić, ile za kurs? - mówiąc to sięgnął do kieszeni po pęczek pieniędzy owinięty klipsem.
Włoch spoglądnął na taxometr wyliczający sporą kwotę za odbytą drogę, oderwał świstek następnie powiedział : Razem za tą całą podróż 75$ i 30 centów. Mike wyciągnął pieniądze z pęczka, rzucił banknot kierowcy po czym powiedział : myślę, że Benjamin Franklin ( 100$ ) załatwił sprawę po tych słowach opuścił pojazd. Jeszcze raz miało miejsce spotkanie kierowcy z pasażerem, odjeżdżając Fellipe ( bo tak nazywał się taksówkarz ) uchylił szybę i krzyknął : Grazie Mille! Williams nie wiedział o co chodzi, ale domyślał się, że chodzi zapewne o napiwek, który zostawił. Prawie zapomniał o pieniądzach trzymanych w "opadającej" ręce - "obudziło" go trzaśnięcie metalowego klipsa o asfalt. Szybkim ruchem podniósł pieniądze. Rozglądając się dookoła wyciągnął z niego 3000$ - odpowiednio zawijając w rulon schował je do skarpetki. Fakt, faktem było to niewygodne, ale zapewniało bezpieczeństwo, którego brakowało młodemu w tak dużym i nieznanym mu mieście jakim jest Los Santos. Opuszczając plac postoju dla taksówek, zdążył jedynie ujrzeć nieznane mu zielone grafitii i jak na ironię zza rogu pojawił się pomalowany na taki sam kolor samochód marki Greenwood, osoby w środku nie były widoczne ale muzyka sięgała, aż uszu Mike'a. Xzibit - Multiply, hmm mają gust, dobry kawałek - stwierdził. Stał nieruchomo spoglądając w inną stronę niż kierunek jazdy nieznajomego samochodu, myślał, że to go uchroni przed zaczepką ludzi w środku jednak pomylił się, nie pierwszy raz w swojej, jakże krótkiej "karierze". Z pojazdu wysiadły trzy osoby, kierowca nie gasił silnika, jedyne co zrobił to otworzył okno i lekko ściszył muzykę - nieznajomi ubrani byli w jednakowy kolor, zielony - bandany, koszule, tatuaże - to musi być gang, mam przejebane - mętlik panował w głowie młodego, nie wiedział co ma robić czy uciekać i narazić się czy stać spokojnie czekając na "wyjaśnienie" sprawy. Dziwny gest rąk, grubszego osobnika potwierdził należność wszystkich trzech do gangu. Podeszli bliżej, zapadła cisza jednak nie trwała ona długo bo ten sam, który zainicjował "gang sign" przemówił : Czego tu szukasz? Na moje oko wyglądasz podejrzanie, widzisz ten napis za sobą, Sevilla 50' Grove rula ova'here jeśli jesteś z innego gangu lepiej spadaj, chyba, że chcesz oberwać. Mike speszonym głosem odpowiedział - dopiero co przyleciałem, nie mam żadnych wrogów, nie jestem członkiem żadnego gangu. Drżące ręce nie dawały mu spokoju, nie miał broni, ani nikogo w tym zafajdanym mieście. Nieznajomy myślał; spoglądając na dłonie Williams'a szybkim ruchem ręki złapał jego prawą i odciągnął w górę rękaw koszuli. Zdenerwowany zapytał - mówisz, że nie jesteś członkiem żadnej grupy, to co ja widzę tutaj za tatuaż - wskazał na wytatuowany wielkim napisem "Diablos" nadgarstek. Mike szybko wyrwał rękę, zaciągnął rękaw i "skonfrontował" wypowiedź osobnika z Grove : to nic, stary gang w którym działałem za młodu, nic mnie z nim nie łączy - skłamał.
Dwie drogi prowadzą do opuszczenia gangu - nawrócił, albo wylądujesz w pierdlu, albo w plastikowym worku - nie zapominaj o tym. Członek pod gangu Sevilla 50' zatrzymał na moment, zapadła głucha cisza. Przerwało ją wyciągnięcie 9-tki zza pleców i strzał w stopę Mike'a. Rozległ się huk i krzyk 18-latka, cały but natychmiast pokrył się krwią, Michael złapał się za niego, a z ust "teraz" wrogów usłyszał kilka słów - to na pamiątkę, jeszcze się zobaczymy - ostrzegł, po czym wszyscy ruszyli w kierunku samochodu .. odjechali z piskiem opon. Mike przez zaciśnięte zęby powiedział : Jak sobie życzysz.
Ranny, pozbierał myśli mówiąc do siebie : ciekawe atrakcje mają w tym mieście - dodał z nutką sarkazmu, następnie kulejąc udał się w stronę taksówkarzy. Po "długiej" drodze Mike oparł się o ścianę wołając do pobliskiego kierowcy - dzwoń po ambulans! Mam dziurę w stopie wielkości tyłka Beyonce. Bez namysłu, taksówkarz wyciągnął komórkę i zaczął dzwonić. Karetka dotarła dokładnie 7 minut potem jak odebrała informację o rannym, miejsce w którym opierał się postrzelony spowierała niemała plama krwi. Z samochodu wysiadło dwóch dobrze zbudowanych i wysokich mężczyzn, wzięli młodego pod ramię i podprowadzili do środka ambulansu. Podróż trwała niedługo, bowiem karetka w pełnym mieście to prawdziwe cudo. W szpitalu lekarz po skończeniu oględzin, zarządził, że Michael musi zostać w szpitalu co najmniej przez 3 dni. Odszedł zostawiając prywatne rzeczy Mike'a na stoliczku obok. Znużony całą sytuacją, próbował zasnąć ale ból nie dawał mu tego spokoju, po kilku godzinach męczarni wreszcie zasnął.
Obudził go dzwonek budzika w telefonie, data wskazywała na to, że spał co najmniej dwa i połowę dnia. Przeraził się, szybko odkrył pościel i ujrzał zszytą w miejscu postrzelenia, stopę. Podniósł się, a następnie włożył obolałe stopy w leżące nieopodal pantofle. Przechadzał się chwilę po pokoju sprawdzając czy może chodzić, odczuwał niewielki ból ale życie nauczyło go wiele, i nie z takimi problemami dawał sobie radę. Do głowy zaczęły napływać mu obrazy z sytuacji przed i po postrzeleniu, emocje nienawiści i cierpienia - były skutkiem tego wszystkiego. Jeszcze im pokażę, pieprzone sukinsyny - krzyknął. Oparł się o szpitalne łóżko, co było wielką ulgą, nagle usłyszał dźwięk telefonu podarowanego przez Rico Mara'ę. Otworzył szufladkę szafki, załapał za niego odczytując wyświetlony numer - to musiał być ten nieznajomy. Numer komórki, którą trzymał Williams dostał tylko on i nikt więcej. Odebrał telefon mówiąc ....

- Ta, kto mówi?
- ( strzały )
- k***a co jest? Co się tam dzieje?
- Ai, shit - musisz nam pomóc stary. ( strzały )
- Co? Jestem pół żywy w szpitalu i mam Ci pomóc? Kim ty do cholery jesteś?
- Jak to kim, Rich! ( strzały )
- Rich?! Co ty tu do cholery robisz? Jesteśmy tysiące mil od Liberty!
- To Mara kazał Cię tu sprowadzić, ma zamiar zacząć ekspansję Diablos, tutaj działamy pod przykrywką. Zapewne spotkałeś już kumpli z Seville 50' ?
- k***a te psy? Przez nich jestem w szpitalu, nie mam zamiaru przyjeżdżać tam do was z przedziurawioną nogą.
- Dog, Grove to bardzo silny gang, nie mamy z nimi tutaj szans. Ledwie zabiliśmy pięciu z nich, te skurwysyny robią Drive-by co godzinę, musimy oglądać każdy przejeżdżający wóz.
- Aight' przyjedźcie pod szpital.
Po zakończeniu rozmowy, zdziwiony Mike włożył telefon do tylnej kieszeni starych jeans'ów, szybko wskoczył w ubranie po czym wybiegając z szpitala natknął się na doktora. Wytłumaczył, że nie może dłużej tu siedzieć z powodów, których on nie zrozumie - kuśtykając dotarł do drzwi.
W Los Santos słońce grzało nieubłaganie mocno, temperatura nie schodziła tutaj poniżej 20 stopni. Mike nie przyzwyczajony do klimatu wschodniego wybrzeża czuł się jak chodzący czajnik.
Przez teren szpitala przechodziło wiele ludzi, stojąc bezradnie, poczuł doskwierający ból w prawej stopie. Łapczywym wzrokiem spojrzał na murek - pomyślał - zbawienie! Usiadł na granicie, wyjątkowo nagrzanym, lecz jemu to nie przeszkadzało był tak wycieńczony staniem, że nie mógł się oprzeć. Po kilku minutach pod szpital podjechała czarna Tahoma. - O nie, - westchnął, przecież się tam ugotuję. Podskakującym krokiem dotarł do drzwi samochodu, z niego wysiadł Rich i inny nieznajomy. Szybko wywiązała się konwersacja pomiędzy starymi kumplami :
- Wypuścili cię czy uciekłeś? Mamy po 19 lat, został ci przecież rok w pudle.
- Mara wszystko załatwi, przez niego i jego prawnika musiałem czekać 4 lata.
- Pieprzyć więzienie ważne, że jesteś z nami.
- Nie na długo bracie, nie na długo Mara mówił, że mam cię przypilnować. To ty masz uformować gang dla niego.
- Dla niego? Pieprzyć go, chce mnie wykorzystać?
- Między nami mogę powiedzieć, że w pewnym stopniu tak.
- Co znaczy w pewnym stopniu? Mów po ludzku.
- On ci tutaj nie może nic zrobić, ale jeśli będziesz grał razem z nim to w końcu jego gang dosięgnie twój i złączycie go razem.
- Ey, hold up. Jak to mój gang?! Jeszcze żadnego gangu nie ma, ćpałeś coś? Zmieniłeś się.
- Dobra nieważne, wsiadaj. Opowiem ci po drodze.
Mike wsiadł do czarnej Tahomy odczuwając powiew przyjemnie chłodnego powietrza pochodzącego z zewnątrz. Klima w takim samochodzie? - Dziwił się. Przejeżdżali przez dzielnicę Jefferson, znał to miejsce - stary taksówkarz opowiadał o nim wiele historii, kiedy miała miejsce ich podróż. Po drodze Rich opowiedział Mike'owi o sytuacji całego Los Santos, oraz podziału organizacji przestępczych. Zatrzymali się w dzielnicy malowniczego Glen Park'u przy jednym domku James, bo tak nazywał się kierowca gwałtownie zwolnił parkując auto na poboczu. Wychodząc z wozu, Mike zapytał :
- Czyli Grove Street twardą pięścią pilnują swoich terytoriów i wciąż rozrastają się?
- Niezupełnie - odparł James, zamykając auto - Rich nie powiedział ci o najważniejszej rzeczy - tu spojrzał na Richard'a. Aktualnie Grove Street przechodzi kryzys, nie mają swojego oG, typy wożą się po ulicach robiąc co chcą i zabijając kogo chcą. Lata robią swoje człowieku.
- W takim razie my musimy zrobić z tym porządek - odparł Williams.
Do rozmowy nagle wtrącił się Richard łapiąc za bark Mike - Ja spadam do San Fierro stary, duże gówno, nie chcesz wiedzieć.
- Skoro tak mówisz, ok. Zresztą w ogóle mało gadasz - Mike krzywiąc się dodał - Trzymaj się brachu i nie daj się zabić.
Richard wsiadł do czarnej Tahomy zostawiając nowo poznanych "graczy" przy zakupionym przez niego domku w dzielnicy Glen Park.
Mike stał nieruchomo, wpatrując się w znikające auto przypominał sobie wszystkie sceny z życia ze swoim "bratem", obudził go głos wcześniejszego kierowcy.
- James, James Anderson - mówiąc to wyciągnął rękę w kierunku Mike. Odpowiedział natychmiastowo mocnym uściskiem ręki - Mik... - tu przerwał mu James.
- Tak wiem, Rich wszystko mi o tobie opowiedział. Chodź oprowadzę cię po domu, dopiero rano wyjdziemy na ulicę, niebezpiecznie jest tutaj chodzić w nocy, dzień również jest spieprzony tyle, że masz lepszą widoczność. Musisz być czujny 24/7 - dodał otwierając drzwi. Słoneczna pokrywa już dawno znikła w blasku księżyca, a przenikające gwiazdy zdawały się być niewidoczne w wyniku spotkania z chmurami dymów pochodzących z fabryk, tak zakończył się kolejny dzień Mike'a w mieście aniołów ....

Ciąg dalszy nastąpi.

Offline

 

#2 31-03-2008 18:44:25

Mike_Williams

Użytkownik

Zarejestrowany: 31-03-2008
Posty: 13
Punktów :   

Re: Mike Williams

Pisalem Ta Biografie Ponad 3 Dni :]

Offline

 

#3 31-03-2008 23:53:35

Alister

Administrator

Zarejestrowany: 16-03-2008
Posty: 23
Punktów :   

Re: Mike Williams

Podoba mi sie +1 punkt bedzie czas to przeczytam cała.

Offline

 

#4 01-04-2008 10:38:56

Carlo_Solena

Administrator

599933
Zarejestrowany: 17-03-2008
Posty: 19
Punktów :   

Re: Mike Williams

Świetna, masz talent
Punkcik wędruje do Ciebie

Offline

 

#5 01-04-2008 12:34:36

Mike_Williams

Użytkownik

Zarejestrowany: 31-03-2008
Posty: 13
Punktów :   

Re: Mike Williams

Dzieki

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl